Każde miejsce, każdy stary budynek, dwór, czy pałac może skrywać wiele tajemnic. Wystarczy się dobrze rozejrzeć…

Tajemnice jakie kryje otaczająca nas architektura od wieków stanowią pożywkę dla umysłów całych pokoleń poszukiwaczy skarbów. W niespokojnych czasach wojen, konfliktów i dworskich intryg, w przepastnych zamczyskach, lochach i podziemnych jaskiniach można było ukryć każdą tajemnicę. Wielowiekowa historia zamków, pałaców i dworów…

Jedna z ikon tajemnic jakie kryją architektoniczne zabytki Dolnego Śląska. Zamek Czocha obecny wygląd nadał mu ostatni właściciel Ernst Gutschow. W 1912 roku architekt Bodo Ebhardt dokonał ostatniej dużej przebudowy, którą możemy podziwiać po dziś dzień. foto wozówka.pl

Tajemnice jakie kryje otaczająca nas architektura od wieków stanowią pożywkę dla umysłów całych pokoleń poszukiwaczy skarbów. W niespokojnych czasach wojen, konfliktów i dworskich intryg, w przepastnych zamczyskach, lochach i podziemnych jaskiniach można było ukryć każdą tajemnicę. Wielowiekowa historia zamków, pałaców i dworów, wielokrotne przebudowy, rozbudowy i remonty były doskonałą bazą do przygotowania tajnych skarbców, lochów i podziemi. Wraz z nadchodzącym niebezpieczeństwem wielkie bogactwa trzeba było gdzieś dobrze ukryć, aby nie kusiły najeźdźców. Nierzadko zawieruchy dziejowe odbierały życie ukrywającym je ludziom, osierocając jednocześnie ukryte dobra. W mrocznym średniowieczu istniała nawet profesja rycerzy rozbójników (raubritterów), którzy trudnili się napadami i rabunkiem, a swoje skarby ukrywali w lochach i jaskiniach drążonych pod zamkami. Źli rycerze zapłacili za swe uczynki głową, ich zamki z biegiem lat zamieniły się w malownicze ruiny, ale ukryte tam skarby nadal rozbudzają wyobraźnię poszukiwaczy. Nawet jeżeli są to tylko legendy, to w okolicy historycznych ruin, zawsze kręcą się spacerowicze z wykrywaczami metalu. Każdy zamek i zapomniana fortalicja, posiada własną legendę o skarbach, białej damie, albo rycerzu bez głowy, coś więc musi być w tych opowieściach. W ostatnich latach niski stan Wisły w Warszawie odkrył na dnie rzeki zapomniane skarby zrabowane podczas potopu szwedzkiego. Zresztą według wielu znawców historii potop szwedzki był dla Rzeczypospolitej Polski był w XVII wieku tym czym hekatomba II wojny światowej w XX wieku. W obu wypadkach armie najeźdźców rabowały wszystko co tylko wpadło im w ręce. W większości dobra te wywożone były z Polski, ale nikt nie wie ile z nich udało się uchronić przed wywózką, dzięki ukryciu w zakamarkach pałaców i magnackich rezydencji. W czasach PRL-u furorę robiły książki Zbigniewa Nienackiego, których bohaterowie tropili między innymi skarby bankierów ówczesnej Europy, templariuszy. Olbrzymich skarbów gromadzonych w zamkach na terenie dzisiejszej Warmii i Mazur przez wieki działania zakonu do dziś nie odnaleziono.

Pałac w Mosznej kiedyś jedna z rezydencji rodu von Tiele-Winckler. Przełom XIX i XX wieku przyniósł modę na realizowanie architektonicznych fantazji. Powstawały fantastyczne, bajkowe realizacje, które kiedyś były powodem do dumy ich ekscentrycznych właścicieli, a dziś dzień cieszą oczy turystów. foto. wozówka.pl

Uzyskany przez Polskę w wyniku pojałtańskiego podziału świata malowniczy Dolny Śląsk okazał się puszką Pandory pełną ukrytych podczas ostatniej wojny, skarbów zrabowanych przez Niemców w całej Europie. Między innymi, dzięki znakomitej serii programów Bogusława Wołoszańskiego, Skarby III Rzeszy stał się Mekką dla rządnych przygód poszukiwaczy skarbów i tropicieli tajemnic. Już od średniowiecza Śląsk jako był jednym z najbogatszych regionów świata, a potęga ta jeszcze wzrosła po wygranej przez Prusy wojnie z Austrią. Od teraz Prowincja Śląska (Provinz Schlesien) ze stolicą we Wrocławiu stała się lokomotywą całego pruskiego przemysłu i głównym zagłębiem surowcowym kraju. Wiązało się to z olbrzymimi funduszami jakie cały kraj inwestował w region, rosła zasobność mieszkańców, ale przede wszystkim rosły fortuny magnatów i fabrykantów. Do dziś pałace całego Śląska zachwycają przepychem i bogactwem ich właścicieli, nawet te których urodę zniszczyły działania wojenne 1945 roku wciąż noszą znamiona potęgi ich właścicieli. To właśnie te malownicze ruiny ukryte w niegdyś pięknych, a dziś zaniedbanych parkach najbardziej rozbudzają ciekawość poszukiwaczy.

Nieodłącznym elementem tajemniczych historii jakie kryje architektura są budowle sakralne. Panorama niemieckiej części Zgorzelca z kościołem św. Piotra i Pawła. foto wozówka.pl

Ale tajemnice i ukryte skarby to nie tylko domena zamków i pałaców, to też dramatyczne historie miast, które wojna zmieniła raz na zawsze. Gdzie podziały się skarby całkowicie zniszczonych miast Warszawy, Gdańska, Elbląga, Kostrzyna, których nie było czasu wywieźć w 1945 roku, część z pewnością została zniszczona, ale na pewno nie wszystkie. W końcu jednym z celów niemieckich podbojów, poza zdobyciem tzw. przestrzeni życiowej była chęć pozyskania wszystkich bogactw okupowanych krajów i nie mówimy tu tylko o bogactwach naturalnych. Gdzie więc wywieziono depozyty bankowe mieszkańców Breslau, znane dziś jako Skarb Wrocławia. Co stało się zabytkami oblężonego i zdobytego przez Armię Czerwoną Królewca, gdzie ostatnio widziano Bursztynową Komnatę? Podobno na zamku w Książu dawną salę balową przebudowano tak aby można było eksponować tam bursztynowy skarb wywieziony z Carskiego Sioła.

Dzięki olbrzymim umiejętnościom, wiedzy inżynierów i kulturze technicznej ekip budowlanych potężna gospodarka niemiecka, była w stanie konkurować z całym ówczesnym światem, nie licząc się z kosztami, które pokrywano dzięki zrabowanym dobrom. Nawet naloty dywanowe z końca wojny nie były w stanie zatrzymać pracy przemysłu. Dopiero braki paliwa po utracie Rumuńskich pól naftowych spowodowały jego spowolnienie, mino to fabryki pracowały dalej. Obiekty przemysłowe były systematycznie przenoszone dalej, poza zasięg alianckiego lotnictwa między innymi na Śląsk. Tam w spokojnym górzystym terenie i mocno zalesionym terenie powstały wielkie instalacje pracujące na rzecz armii. Olbrzymia skala tych działań, szczególnie na Dolnym Śląsku świadczy o skali przeprowadzanych tam inwestycji budowlanych, a o których do dziś tak niewiele wiemy. Nie chce się wierzyć że wszystkie te w większości podziemne inwestycje były realizowane tylko po to, aby stworzyć miejsca ukrycia dla rabowanych w całej Europie skarbów, na wypadek przegranej wojny. Przy całym pragmatyzmie niemieckiego dowództwa należy raczej przypuszczać, że inwestycje miały na celu przygotowanie miejsca dla specjalistycznych fabryk i sztabów inżynierów pracujących nad nowoczesnymi broniami. Wiele obiektów tam zlokalizowanych do dziś można z całą pewnością zidentyfikować właśnie jako fabryki i laboratoria badawcze. Prowincja Śląska była w czasach wojny jednym z najbezpieczniejszych niemieckich terytoriów. O randze tego terenu świadczy kilka bardzo oczywistych faktów. Po pierwsze ilość i siła zgromadzonych na tym terenie wojsk i zaciekłość obrony, który do końca wojny pozostawał w rękach niemieckich. Po drugie dokładność przeprowadzonej na tym terenie akcji wysiedleńczej ludności niemieckiej i stopień inwigilacji przez radziecki wywiad Smiersz, z jednej strony, a silne działania niemieckich organizacji konspiracyjnych na tym terenie jeszcze przez wiele lat po wojnie. Po trzecie w trakcie obrony tego terenu zupełnie nie liczono się ze stratami wśród ludności cywilnej, Wrocław nie będący stolicą broniony był dużo dłużej niż Berlin czy Królewiec. Długotrwałość obrony Wrocławia dała obrońcom czas na wyburzenie całych kwartałów miasta pod nowe lotnisko i kolejne pierścienie obrony, tak konieczne przy całkowitym okrążeniu. Do dziś mieszkańcy miasta wierzą, że pod miastem znajduje się drugie, podziemne miasto, z wielkimi halami fabrycznymi. A istniejące do dziś w różnych częściach miasta olbrzymie budynki naziemnych schronów przeciwlotniczych, rzekomo są dobrze zakamuflowanymi wejściami do podziemnego miasta. Sama idea zaprojektowania przez inżyniera Konwiarza olbrzymich wielokondygnacyjnych schronów przeciwlotniczych w gęstej zabudowie miejskiej ma tyleż samo zwolenników co przeciwników. Ilość tych obiektów w żadnej mierze nie mogła bowiem zapewnić bezpieczeństwa mieszkańcom miasta, a ich duża odległość od siebie i od ważnych strategicznie obiektów miejskich, też świadczy o tym że nie były przewidziane jako schrony dla władz miasta. Wbudowanie w gęstą tkankę miejską nie mogło ich uchronić przed czujnym okiem obcych wywiadów, bowiem elewacje żadnego z nich nie przypominają typowej elewacji budynku mieszkalnego. Szczególnie w oczy rzuca się gigantyczna w gęstej zabudowie miejskiej okrągła sześciokondygnacyjna bryła schronu przeciwlotniczego przy ulicy Legnickiej. Wielkość i kształt budynku bardziej może być punktem nawigacyjnym dla bombardujących samolotów niż, ukryciem dla mieszkańców miasta. Co ciekawe według przeprowadzonych w obiektach badań stwierdzono, że grubość stropów dyskwalifikuje je jako schrony mające bronić przed bezpośrednim trafieniem duża bombą lotniczą, a chronić mogą jedynie przed odłamkami, a najgrubszym elementem ich konstrukcji są betonowe płyty fundamentowe.  Dlaczego więc powstało aż tyle pozornie nie powiązanych ze sobą obiektów o znikomej dla obronności roli (widoczne na elewacjach okienka, ze względu na zwartą zabudowę miejską nie nadają się na strzelnice)? Znawcy niemieckiej myśli fortyfikacyjnej dziś już znają historię super tajnej inwestycji budowlanej w ogrodach kancelarii rzeszy bunkra Hitlera. Ale w czasach kiedy powstawała pomimo wielkości obiektu i zlokalizowania w centrum Berlina udało się zachować ją w całkowitej tajemnicy. Tak samo mogła wyglądać sprawa dziwnych budowli przypominających naziemne schrony przeciwlotnicze we Wrocławiu. Zbrodniczy nazistowski reżim zupełnie nie liczył się z życiem swoich obywateli, oficjalnie ogłoszony program budowy schronów przeciwlotniczych bez większego trudu mógł być przykrywką dla inwestycji budowlanych pracujących na potrzeby armii, a miasto maksymalnie oddalone od wrogich lotnisk idealnie nadawało się do takiego celu. Przy skali i rozmachu niemieckich prac inżynieryjnych wprost nie można uwierzyć że przez cztery lata powstało we Wrocławiu tylko kilkanaście obiektów oficjalnie nazwanych schronami przeciwlotniczymi. To że do dnia dzisiejszego nie odnaleziono podziemnych fabryk wcale nie znaczy że nie powstały. Skala i rozmach prac budowlanych na całym Śląsku świadczy, że wiele jeszcze pozostało do odkrycia. A niemieckie tajne prace inżynieryjne prowadzone przez całą wojnę z całą pewnością nie ograniczyły się do wykonania kilkunastu sztolni i kilku schronów. Wśród wrocławskich legend są też podziemne zabudowania przedwojennego Stadionu Olimpijskiego, czy lotniska Stabelwitz na dzisiejszych Maślicach.

Poza samym Wrocławiem na Dolnym Śląsku pełno jest nieodkrytych tajemnic, choćby w Ludwikowicach Kłodzkich i w okolicach Walimia.

Będziemy tropić dalej.

autor: Adam Powojewski

Uwaga: Wszystkie materiały zamieszczone na stronie są naszego autorstwa i podlegają ochronie na podstawie ustawy o prawach autorskich. Wykorzystywanie, kopiowanie i powielanie bez zgody autora zabronione.